Bez spania, tylko z krótkimi przerwami na posiłki i odpoczynek – 529,5 km na rowerze w dwa dni. Taką wyprawę rowerową zaliczył Arek, jeden z fotografów Militaria.pl. Sprawdźcie, jak się przygotowywał do wyjazdu i co zabrał ze sobą!
Co zabrać na taką wyprawę? Co się przyda, co jest niezbędne, a bez czego można się obejść? Z jednej strony chciałoby się mieć pod ręką wszystko, z drugiej strony trzeba ograniczyć objętość i wagę bagażu, który wiezie się ze sobą. Czas trwania nie jest bardzo długi, to tylko dwa dni i jedna noc. Z drugiej strony można się załapać na wszystkie pogody świata, od męczących upałów po zmianę frontu, burze i rzęsiste opady deszczu. Od upałów dochodzących do 40 stopni Celsjusza w słońcu po zimne i wietrzne noce czy mgliste i chłodne poranki.
Potrzebny jest strój do jazdy w ciepły dzień, koszulka, spodenki, ale również odzież na wypadek chłodów – bluza i długie spodenki, a do tego ochrona przed deszczem – ortalionowa kurtka i spodnie, ochraniacze na buty. Kask, buty SPD i rękawiczki, okulary z ciemnymi szkłami do jazdy w dzień i jasne szkła do jazdy w nocy dopełniają tę część ekwipunku.
Zabrałem też oczywiście dokumenty i karty płatnicze, trochę gotówki, ubezpieczenie. Dwa powerbanki do zasilania telefonu, który z kolei służył do zapisu trasy i nawigacji. Zegarek Garmin do monitorowania i zapisu aktywności. Aparat fotograficzny, zapasową baterię, miniaturowy statyw. Do podsiodłówki wrzuciłem również rękawiczki Machanix do serwisowania roweru, które mogłem wykorzystać także w czasie jazdy w niższych temperaturach. Latarkę Olight M1T Rider, małą i praktyczną, dającą naprawdę doskonałe oświetlenie, które umożliwia szybką jazdę w całkowitych ciemnościach. Nie zabrakło też Lethermana Super Tool 300 na wypadek awarii, będącego doskonałym uzupełnieniem podstawowych narzędzi typowo rowerowych.
Do torby na kierownicy wpadło też kilka batonów musli i drobne słodycze na wypadek hipoglikemii, a także rozpuszczalne tabletki z elektrolitami, które na bieżąco trzeba uzupełniać, szczególnie w gorące dni. Kwestie posiłków załatwia się w restauracjach, barach czy na stacjach benzynowych, dlatego wożenie ze sobą jedzenia zupełnie nie ma sensu. Kwestie picia załatwiły dwa litrowe bidony.
Taki minimalistyczny zestaw wystarcza do pokonania kilkuset kilometrów, nie stając się jednocześnie uciążliwym ciężarem. Trzeba pamiętać, że pod koniec dystansu jedzie się praktycznie „na oparach” energii i każdy kilogram bagażu zaczyna ważyć kilkukrotnie więcej niż naprawdę 😉