Jedni uwielbiają spanie pod namiotem, inni – nienawidzą. Jednak nawet osobom lubiącym nocować w terenie przytrafiają się mniej udane wyprawy. Najgorsza noc pod namiotem – pod tym hasłem zebraliśmy trzy historie opowiadające właśnie o porażkach na campingu.
Najgorsza noc pod namiotem – nasze historie
Poniżej znajdziecie trzy relacje o najgorszej nocy pod namiotem. Są to prawdziwe przygody pracowników Militaria.pl. Żadne z nas nie ucierpiało trwale i w większości nadal wybieramy campingi zamiast pensjonatów. Mniej udane wyprawy nauczyły nas różnych rzeczy, a wy możecie uczyć się na naszych błędach, zamiast na swoich!
Namiot dla przedszkolaków
Moja najgorsza noc pod namiotem przypada na jakieś 10 lat temu, kiedy wybrałem się z bratem na nocne wędkowanie. Mając wówczas praktycznie zerowe doświadczenie (nie liczę spania pod namiotem w pokoju za dzieciaka) nie przygotowaliśmy się do tego w ogóle i wybraliśmy się nad jezioro. Zabraliśmy ze sobą stary namiot, nie sprawdzając czy jest cały i wystarczającej wielkości oraz materac dmuchany. Rozkładając namiot nad wodą już wiedzieliśmy, że to nie będzie najlepsza noc.
Okazało się, że namiot może i jest 2-osobowy, ale przeznaczony raczej dla dzieci. Po wrzuceniu do niego materaca miejsca nie starczyło nawet na jednego z nas, a spać chciało się nam obu. Dodatkowo namiot był pozbawiony siateczek w otworach wentylacyjnych, więc zanim skończyliśmy wędkowanie, w namiocie było już mnóstwo komarów. Ostatecznie spaliśmy z nogami wystawionymi poza namiot i obijając się o siebie. Dodatkowo okazało się, że z materaca zeszło powietrze. Obudziliśmy się niewyspani, wkurzeni i cholernie pogryzieni przez komary, ponieważ żadnego środka na insekty również nie zabraliśmy.
Wyciągnięte wnioski
- Zawsze sprawdzaj sprzęt przed wyruszeniem w teren.
- Zrób listę zakupów na kilka dni przed wyjazdem i kup, co potrzebujesz, np. środek na komary.
- Wielkość i jakość namiotu są kluczowe dla komfortowego snu.
- Na jedną noc lepiej zabrać dobrą karimatę niż materac dmuchany – oszczędzasz czas i miejsce w namiocie.
Krzysztof
Koszmar na lodowcu
Moja najgorsza noc w namiocie zdarzyła się wiele lat temu, na wysokości 3815 m n.p.m. w czasach, kiedy jeszcze byłam młoda, miałam dwa sprawne kolana, a żel przeciwbólowy nie służył mi jako balsam do codziennej pielęgnacji.
Ta pod wieloma względami niezapomniana noc pod namiotem, miała miejsce w podczas zdobywania “dachu Europy”. Po wielogodzinnej wędrówce i wspinaczce z 15-kilogramowym plecakiem, gdy w końcu dotarliśmy na naszą śnieżną polanę, wydawało mi się, że rozbicie namiotu, zjedzenie kolacji i udanie się na spoczynek będzie już tylko formalnością i przyjemnym zakończeniem dnia. Chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać, jak bardzo człowiek może się mylić.
Tamtej nocy myślałam, że nie doczekam poranka z kilku powodów. Po pierwsze – z głodu. Wiele bym w tamtym momencie dała za lepszy palnik turystyczny… ale nie da się ukryć, że kiedy po dwóch godzinach udaje Ci się stopić śnieg w menażce, a po kolejnych dwóch w końcu doprowadzić wodę do wrzenia, liofilizowane spaghetti bolognese smakuje, jak wykwintne danie z najlepszej włoskiej restauracji.
Po drugie, nie wiem, czy ktoś kiedykolwiek udał się na tamten świat, bo pękł mu pęcherz, ale jestem przekonana, że ja byłam niezwykle blisko. Nie muszę chyba tłumaczyć, że aby załatwić swoje potrzeby fizjologiczne na lodowcu, trzeba po prostu zacisnąć zęby, zdjąć 15 warstw odzieży termicznej, zamknąć oczy, uparcie wierząc w zasadę “jeśli ja nie widzę ich, to oni nie widzą mnie” i po prostu zrobić swoje na śniegu przy wszystkich. Natomiast, jeśli ktoś się wstydzi, to musi poczekać, aż zapadnie zmrok. Niestety, wraz z zajściem słońca temperatura drastycznie spada, a gdy raz wystawisz cztery litery na działanie mrozu, ponowne ogrzanie się graniczy z cudem.
I tak dochodzimy do przyczyny numer 3. Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek, wcześniej czy później w życiu, było mi tak zimno. Miałam na sobie wszystko, co znalazłam w plecaku, ale w tych warunkach nie pomogło ani to ani ciepły śpiwór. Sen dodatkowo uniemożliwiał ogłuszający wiatr, który naszego namiotu akurat nie porwał, ale nasi sympatyczni sąsiedzi z Czech już tyle szczęścia nie mieli. Oczywiście, moja współtowarzyszka niedoli na moje ciche, wyduszone mimo szczękających zębów zapytanie, czy też umiera z zimna i nie może spać, odpowiedziała jedynie jeszcze głośniejszym chrapaniem.
Gdy mój zegarek w końcu pokazał 3:00, czyli godzinę pobudki i rozpoczęcie przygotowań do ataku szczytowego, okazało się, że jeden z kolegów ma gorączkę (moim zdaniem udawał), a panujące warunki pogodowe i tak praktycznie uniemożliwiają wyjście w trasę. Zapadła decyzja o przeczekaniu do rana i zejściu w doliny. Szczerze mówiąc, nie jestem pewna czy w tamtym momencie przeważającym uczuciem był zawód, czy ulga…
Jakby tego wszystkiego było mało, czego nie dokonał wiatr, zrobiłam ja, wpadając z rana niezdarnie w namiot butami w rakach i drąc go na strzępy. Podsumowując, owocami tej nocy był podarty namiot, nadszarpnięte ego, zdeptane ambicje i poważna infekcja, podłapana zaraz po powrocie wskutek drastycznie obniżonej odporności (a mówili nie podjadaj śniegu z lodowca).
Oczywiście wszystko to nie zmienia faktu, że moja najgorsza noc pod namiotem, stała się jednocześnie jedną z najwspanialszych przygód, do których często wracam, zwłaszcza gdy zagotowanie wody w czajniku zajmuje 30 sekund, a w nocy jest mi ciepło i wygodnie.
Kilka rad dla planujących noc na lodowcu
- Kupcie tabletki do uzdatniania wody.
- Zabierzcie naprawdę mocny palnik, wagowo to kilka gramów różnicy, a oszczędzi to Wam długie godziny desperackiego wpatrywania się w niewzruszoną bryłę lodu.
- Zaopatrzcie się w karimatę z dobrą izolacją i porządny puchowy śpiwór.
- Nie skaczcie po namiocie w rakach.
- I najważniejsze: nigdy, ale to nigdy, nie sikajcie po zmroku, bo raz utracone ciepło już nigdy do Was nie powróci…
Iza
Zdradliwe słońce
Nocowanie na campingu wybieram zwykle na festiwalach muzycznych, spływach kajakowych i nad jeziorami. Jedne niedogodności, jakich można się tam spodziewać, to sąsiedzi, którzy chcą imprezować, gdy ty chcesz już spać i ewentualnie komary. Na pierwszych działają zatyczki do uszu, na drugie moskitiera i repelent. Jednak najgorsza noc pod namiotem przydarzyła mi się na spływie kajakowym.
W dzień pokonywaliśmy spokojny odcinek Czarnej Hańczy. Rzeka z obu stron obrośnięta jest tam szuwarami i wije się leniwie. Zdecydowanie wolę odcinki, na których coś się dzieje – wartki nurt, przeszkody do pokonania, manewrowanie kajakiem – to jest o wiele ciekawsze. Z nudów wyłożyłam nogi na dziób kajaka i tak płynęłam cały dzień. Podczas wieczornego ogniska już wiedziałam, że był to błąd. Miałam całe nogi spalone słońcem. Do tego podlaskie komary były bezlitosne.
Przez następne godziny próbowałam znaleźć pozycję do snu. Każde dotknięcie poparzonej skóry sprawiało ból, a do tego ukąszenia komarów swędziały potwornie. Walczyłam ze sobą, żeby się nie drapać, nie wiercić, najlepiej zasnąć ułożona jak mumia. Bezskutecznie.
Do przyjemnych nie należał też następny dzień – po nieprzespanej nocy czekał mnie przecież kolejny dzień wiosłowania w upale. W długich spodniach.
Po tej przygodzie nauczyłam się:
- Zawsze używać kremu z wysokim filtrem UV, szczególnie nad wodą i w górach. Nawet jeśli jest lekki wiaterek lub słońce często skrywa się za chmurami – nie dajcie się zwieść! Co kilka godzin aplikację SPF warto powtórzyć.
- Kupować skuteczne repelenty, a nie to, co pierwsze wpadnie w rękę w drogerii czy na stacji benzynowej.
- Mieć w apteczce środek na oparzenia i krem łagodzący skutki opalania.
- Niestety nadal nie umiem spać w pozycji mumii.
Natalia
Mamy nadzieję, że powyższe historie pomogą Ci uniknąć podobnych błędów i wyciągniesz wnioski na kolejne wyprawy. Polecamy również zapoznać się z innym artykułem, w którym opowiadamy, co warto zabrać pod namiot.